czwartek, 13 kwietnia 2017

17.

John


Budzę się z okropnym bólem głowy. Na ćwiczeniach wiele razy obrywałem, raz nawet wylądowałem w szpitalu, tak mnie chłopaki sprały. Ale to było tak dawno, że już zapomniałem o bólu. Mogę nawet powiedzieć, że wtedy byłem przyzwyczajony, ciągle miałem jakieś rozcięcia, siniaki, guzy, czasem nawet złamania. Ale tak było ze wszystkimi i nie było się czym przejmować.
Teraz czuję, jakby ktoś raz za razem uderzał mnie młotkiem w głowę. Jedna fala bólu przechodzi, nadchodzi następna. Otwieram oczy, ale cały czas jest ciemno. Za to migają mi jakieś ciemne kropeczki. Musiałem nieźle dostać. Zamykam je z powrotem i próbuję się skoncentrować.
Co się właściwie stało? Przypominam sobie, że szedłem po patyki na ognisko. Więc dlaczego nie dotarłem z powrotem? Gdzie ja tak w ogóle jestem? Jak się tu znalazłem?
Swędzi mnie nos, więc odruchowo podnoszę rękę, żeby się podrapać. Nie, chwila, próbuję podnieść rękę, ale nie mogę się poruszyć. Gwałtownie otwieram oczy, mrugam kilka razy, aby się pozbyć tych mroczków i kiedy już widzę w miarę normalnie, zauważam, że siedzę i jestem przywiązany do drzewa.
Szarpię się, próbuję się wyswobodzić, ale to nic nie daje. Tylko ranię sobie nadgarstki. Jak to możliwe, że dałem się tak urządzić? Zastanawiam się, czy powinienem zacząć krzyczeć. Nie wiem, jak daleko od obozu jestem, ani czy ten ktoś, kto związał, jest sam. Może bezpieczniej będzie się powstrzymać i udawać, że wciąż jestem nieprzytomny.
Nagle słyszę jakiś szelest, więc natychmiast zamykam oczy. Pora wprowadzić mój plan w życie.
Ktoś trąca mnie w ramię, najpierw delikatnie, potem coraz mocniej. Gdybym spał, już dawno bym się obudził. Niech myśli, że dalej jestem nieprzytomny.
- Obudź się śpiąca królewno – słyszę delikatny, kobiecy głos. Dziewczyna? Dziewczyna mnie tak załatwiła? Nie, na pewno musi być w pobliżu ktoś jeszcze. Natychmiast karcę się w myślach. Sprawca całego tego bałaganu, osoba przez którą tu jestem, Rosabelle, też jest kobietą. To nie ma nic do rzeczy.
- Otwórz oczy, uparciuchu. Wiem, że udajesz – mówi dalej ten sam głos. Czuję, że palcami rozwiera mi powieki. – No już. Nie mamy tyle czasu.
Widzę przed sobą jej twarz. Jest owalna, z delikatnie zarysowanymi kośćmi jarzmowymi. Ma mały, lekko zgarbiony nos, zupełnie jakby kiedyś go złamała. Oczy ma osadzone tak głęboko, że rzęsami niemalże dotyka brwi. Jej oczy to mieszanka wszystkich możliwych kolorów, chociaż może to kwestia światła. Mała czarna źrenica, a dookoła niej eksplozja barw: od zieleni, żółci, przez niebieski, aż po brązowy. Na nosie ma mnóstwo piegów, a im bliżej uszu, tym jest ich mniej. Jej rzęsy i brwi są tak jasne, że prawie ich nie widać, ale usta ma pełne i czerwone.
Mrugam kilka razy i próbuje spojrzeć na nią inaczej; jak na kogoś, kto mnie ogłuszył i uwięził. Ale nie bardzo mi się to udaje. Dziewczyna odsunęła się ode mnie, więc mogę teraz patrzeć na całość jej sylwetki. Jest szczupła i dość wysoka. Ma długie blond włosy, związane w kucyk niemal na czubku głowy. Jest idealna. Przyłapuję się na tej myśli, która wcale mi się nie podoba. Od kiedy to myślę tak o jakiejkolwiek kobiecie?
Przyglądam jej się jeszcze dokładniej i zauważam kurz i pot na jej twarzy, brud za paznokciami, poszarzałe, splątane włosy i poplamione, podarte w niektórych miejscach ubrania. Widzę też drobne i większe zadrapania i skaleczenia na jej skórze.
Przez głowę przelatują mi setki myśli. Kim ona jest? Co robi w puszczy zupełnie sama? A może to tylko pułapka? Może gdzieś w tym gąszczu czają się jej wspólnicy?
Dopiero teraz zauważam jak daleko od obozu musimy być. Nie ma śladu po polanie, ani nawet przerzedzeniu drzew. Jesteśmy w całkowitych chaszczach, drzewo na drzewie, a tam, gdzie już się żadne nie zmieściło, matka natura naupychała wszelkiego rodzaju krzaków, pnączy, cierni i innych badyli. Dziwi mnie, że dziewczyna miała mnie jak przywiązać, bo cała ziemia jest zarośnięta.
Powracają wcześniejsze pytania, a do nich dołączają się nowe. Skąd się tu wzięła? Czyżby mieszkała w lesie? A jeśli tak, to dlaczego? Głowa mi pęka. Zamykam oczy, żeby trochę ochłonąć, ale istota przede mną opatrznie rozumie tę czynność i natychmiast mówi:
- Jeszcze ci mało? Spałeś ponad dzień. – Gwałtownie rozwieram powieki.
- Co? – pytam głupio. I kiedy już się odezwałem, nie mogę powstrzymać lawiny pytań. – Kim jesteś? Co tu robisz? Co ja tu robię? Dlaczego mnie przywiązałaś? Dlaczego boli mnie głowa?
- Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania – odpowiada. Uśmiecha się delikatnie i kręci głową. Zapada niezręczna cisza. Nie wiem, dlaczego nie chce mi nic powiedzieć. Drażni mnie to, że muszę się o wszystko dopytywać.
Mrużę oczy i zaciskam zęby, żeby nie wybuchnąć. Nie chcę dawać jej powodów do zdenerwowania. Akurat teraz to ja jestem na przegranej pozycji.
- Masz może wodę? – Przerywam ciszę. Oddala się na parę sekund, po czym wraca z plastikową butelką, w której znajdują się może ze trzy łyki życiodajnej cieczy.
- Tylko tyle mi zostało – mówi – ale możesz wypić wszystko, jakoś sobie poradzę. – Dziwię się, że jest dla mnie taka dobra. Przecież mnie ogłuszyła i przywiązała do drzewa. A może tylko próbuje uśpić moją czujność? Jeśli tak, to nie zamierzam dać się nabrać. Ale na razie niech myśli, że jeszcze jej nie rozpracowałem.
Biorę duży łyk, tak, żeby jeszcze trochę zostało i oddaję dziewczynie. Patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem, zupełnie jakby myślała, że nie mam serca.
- Jestem Melody – mówi. Teraz to ja rozszerzam oczy i mało brakuje, a rozdziawiłbym buzię. Nie potrafię jej rozgryźć. Może gdybym miał więcej do czynienia z kobietami… A przecież przez całe życie obracałem się wśród mężczyzn. Jedyną osobą płci przeciwnej była moja mama, ale ona zdążyła odejść, zanim dobrze ją poznałem. Zresztą jej zachowania nie musiałem przewidywać, ufałem jej. Na wspomnienie mamy, czuję wilgoć w oczach. Mrugam kilka razy, żeby się nie rozpłakać. Dziewczyna nawet jeśli to zauważa, nie daje tego po sobie poznać. – Nie musisz się mnie bać – mówi zamiast tego. – Możesz mi zaufać.
Prycham ze złością. Naprawdę jest taka naiwna? Naprawdę myśli, że jak mi się przedstawi i poczęstuje wodą, to już będzie moja przyjaciółką?
- No pewnie. – Nie potrafię się już dłużej powstrzymać. – Przywaliłaś mi czymś w łeb, porwałaś i przywiązałaś do drzewa. Niby jak mam ci zaufać?
Oczy Melody  przypominają dwa spodki. Gwałtownie kręci głową, a potem wybucha śmiechem. Patrzę na nią, nic nie rozumiejąc.
- Przepraszam – mówi – przepraszam, na śmierć o tym zapomniałam. – Spoglądam na nią jak na idiotkę. Zapomniała, że mnie uwięziła? Uspokaja się i całkowicie poważnie oświadcza:
- Ja ci tego nie zrobiłam. Ja cię tu tylko znalazłam i pomyślałam, że z tobą zostanę, bo może będziesz potrzebował pomocy.
- Słucham? – Nie chce mi się w to wierzyć.
- Mówię prawdę. Zaraz cie rozwiążę, tylko obiecaj, że nie uciekniesz. – Coraz bardziej mnie zaskakuje.
- Co? Dlaczego?
- Jesteś żołnierzem, prawda?
- Ymm… tak. –Nie jestem pewien, czy powinienem cokolwiek o sobie mówić, ale coś w jej spojrzeniu sprawia, że nie potrafię skłamać.
- Macie tu niedaleko jakiś obóz? – Kiwam głową.
- Może to dziwnie zabrzmi, bo nawet cię nie znam, ale potrzebuję cię.


Niech Zmartwychwstały Chrystus napełni Wasze serca miłością i pokojem.
Niech wnosi w codzienne życie pokój, radość i nadzieję
oraz hojnie błogosławi na każdy dzień.
Wesołego Alleluja!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz