ROSABELLE
W moim domu stało pianino. Było stare, czasem
grywał na nim tata. Czasem, bo rzadko bywał w domu. Gdy długo go nie było, sama
siadałam przy instrumencie. Próbowałam coś brzdąkać, robiłam to od dziecka. Z
czasem nauczyłam się grać. Nie były to jakieś wyszukane i skomplikowane
melodie, raczej zwyczajne kołysanki, czasem trudniejsze utwory, ale mi to i tak
wystarczało. Grając, odpływałam do innego świata. Grając, czułam się
bezpieczna. Zamykałam oczy, palce same odnajdywały właściwe klawisze, a ja
wyobrażałam sobie, że żyjemy gdzieś indziej. Tata jest sławnym muzykiem, robi
to, co kocha, a jednocześnie w zupełności wystarcza nam to na utrzymanie. Mama
zajmuje się domem. Crystal studiuje matematykę, robi to, co uwielbia, to, co
zawsze chciała robić. Miała idealną pamięć do liczb, w szkole ten przedmiot
chłonęła najbardziej. Często mówiła, że matematyka to cały świat. Droczyłyśmy
się z nią, że chyba tylko jej, a wtedy ona zaczynała przedstawiać dowody na
swoją rację. Niewiele z tego rozumiałam, moje siostry jeszcze mniej, ale
słyszałam zafascynowanie i pasję w jej głosie. Jej oczy zawsze się iskrzyły,
zupełnie jak moje, gdy trenowałam z dziadkiem i gdy grałam na pianinie. Emily
kochała biologię tak samo jak Crystal matematykę. Potrafiła godzinami opowiadać
o tym, co znalazła na łące. Zawsze robiła to z taką pasją, że nawet jeśli
niewiele się tym interesowałam, nie mogłam przestać jej słuchać. Mogła zostać
nauczycielką, jej uczniowie z pewnością wiele by skorzystali. Juli była
najmłodsza, jeszcze nie do końca wiedziała, co chce robić, ale bardzo lubiła
pomagać mamie w przygotowywaniu posiłków. Może zostałaby kucharką?
Później, gdy mój tata zaginął, grając, czułam
jakby był obok. Często wieczorami siadałam do pianina, a moja rodzina stała
wokół i razem muzykowaliśmy. Nikt z nas nie miał jakiegoś wspaniałego głosu,
chyba, ale i tak lubiliśmy to robić. To nam przypominało, że on ciągle gdzieś
tam jest.
Gdy dowiedziałam się, że Flaj zabił też mojego
ojca, nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko mu się odpłacić. Wyrządził mi
największą krzywdę, jaką tylko mógł, pozbawił mnie wszystkich, których
kochałam. Zawsze sądziłam, że bez bliskich nie będę potrafiła żyć. Wiele razy
słyszałam, że ludzie popełniali samobójstwo po śmierci rodziny. Mi nigdy to nie
przyszło do głowy. Nawet przez moment nie pomyślałam, że mogłabym się poddać.
Chcę być szczęśliwa, mimo iż nie ma ich przy mnie. Oni zaznali szczęścia w
innym świecie. Wierzę w to całym sercem. Chcieliby, żebym sobie ułożyła życie,
widziałam to w oczach mamy tuż przed jej śmiercią. Więc postaram się tak
zrobić.
Jedyna myśl, która krążyła mi po głowie po ich
śmierci, to zemsta. Chciałam się odwdzięczyć Flajowi, pokazać, że całe zło,
które wyrządził, wróci do niego. Nie wierzył w to, aż do ostatniej chwili, w
której wbiłam sztylet w jego serce. Dla tego momentu warto było zostać na tym
świecie. Może brzmię jak szaleniec, ale kim mogę być po tym, co mi zrobił? Nie
mogłam pozwolić by mnie złamał. Zrobiłam to dla siebie i dla mojej rodziny.
Teraz mogę sobie trochę odpuścić, ale tylko odrobinę.
Ciągle jestem poszukiwana. Przez cały czas przedzieram się przez gąszcz
krzaczorów, lian i cierni. Na dole jest ciemno jak w nocy, drzewa zasłaniają
słońce całkowicie. Moje oczy zdążyły się już do tego przyzwyczaić, w końcu
maszeruję tak już od kilku dni. Nie wiem kiedy jest noc, a kiedy dzień. Kładę
się spać, gdy jestem zmęczona. Czasem przystaję, żeby coś zjeść. Moje zapasy
powoli się kończą, a na razie nie ma nic, czym mogłabym je uzupełnić. Jednak
najgorzej jest z wodą. Zostało mi jej bardzo mało, a końca lasu nie widać. Nie
pada też deszcz, a nawet jeśli, to nie jest w stanie przedrzeć się przez
zasłonę liści.
Postanawiam iść jeszcze trochę, aż do kolejnej
domniemanej nocy, kiedy położę się spać. Nucę pod nosem piosenkę, które grałam
jednego z wieczorów dla rodziny. Tęsknię za nimi, za moim dawnym życiem. Może
Flaj miał rację? Może powinnam siedzieć cicho jak wszyscy? Może nie powinnam
się wtrącać? Może powinnam była się zająć swoimi sprawami? Miał rację czy nie?
Może. Ale na to już za późno. Nie zwrócę nikomu życia. Nie powinnam żałować
tego, co zrobiłam. Jeśli nie ja, to kto? On nie żyje, a mimo to, dręczy mnie
nawet po śmierci.
Czym zawiniliśmy? Co zrobiliśmy nie tak, rodząc
się w tym kraju, pod rządami tego tyrana? Kiedyś w jakiejś książce
przeczytałam, że Ivan Flaj też kiedyś był dobry. Nie mogę w to uwierzyć, ale
pewnie tak było. Dziadek opowiadał, że wcześniejszy prezydent, jego wuj, był
chyba jeszcze gorszy. Zabił swojego własnego brata i jego żonę, żeby dopchać się
do władzy. Przygarnął nastoletniego Ivana dla niepoznaki. Ale ten się o
wszystkim dowiedział i zamordował ówczesnego prezydenta, tak jak ja
teraźniejszego. Może jesteśmy tacy sami, może niczym się od niego nie różnię.
Może. Ale moja przyszłość miała być inna. On miał toksyczną rodzinę, moja mnie
kochała. On zabił swojego wuja, ja obcego człowieka. Oboje zrobiliśmy to w
zemście. Ale on postanowił być taki sam, jak człowiek, którego pozbawił życia.
Może nie wiedział jak inaczej rządzić? Przecież urodził się w takich czasach,
takiej rodzinie, tylko to znał. Możliwe. Jeśli tak było, to naprawdę mu
współczuję. Współczuję tego, że nie potrafił sobie wyobrazić jak mógłby
wyglądać lepszy świat, jak mógłby zaprowadzić porządek bez przemocy. Tego, że
nie wiedział czym jest przyjaźń. Tego, że nie znał miłości. To chyba najgorsze,
co człowiek może doświadczyć, brak miłości ze strony bliskich. Może właśnie to sprawiło,
że stał się takim człowiekiem. Ja nawet nie pchałam się do władzy. Nie miałam
jak. Złapali mnie, przesiedziałam dwa tygodnie w więzieniu, a teraz mnie
ścigają. A nawet jeśli bym mogła, nie chciałabym. Chyba bałabym się, że władza
uderzy mi do głowy i będę taka sama.
Zrobiłam to dla wszystkich. I cały czas mam
nadzieję, że po nim będzie ktoś inny, lepszy.
Nagle widzę przed sobą światło. Oślepia mnie. Od
kilku dni nie widziałam słońca, a tu jest go pełno. Mrużę oczy, zasłaniam je
ręką, ale to nie pomaga. Przystaję, oczy mi łzawią, nic nie widzę. Stoję tak
przez dłuższy czas, co chwilę otwierając i zamykając oczy. Rozkoszuję się
ciepłem i dotykiem promieni słonecznych na mojej skórze. W końcu przyzwyczajam
się do światła, chociaż świat dalej jest dziwnie jasny i prześwietlony, i idę
przed siebie. Odsuwam ostatnie pnącza i staję w kręgu światła. Kiedy chcę postawić
kolejny krok, nie czuję gruntu. Patrzę w dół i widzę ogromną przepaść. Szybko
się cofam. Kanion ma kilkadziesiąt, może nawet kilkaset metrów szerokości i nie
widać dna. Nawet jeśli gdzieś tam w dole płynie rzeka, nie mam szans na
przeżycie. Postanawiam iść brzegiem lasu, aż znajdę jakiś most, albo koniec
przepaści.
Hej, hej! Jesteście tu jeszcze? Dzisiaj taki krótszy, ale nie chciałam na siłę dopisywać czegokolwiek, byle tylko było więcej słów. Następny jakoś w październiku. Wybaczcie, chciałabym częściej dodawać rozdziały i częściej pisać, ale nie mam jak. Szkoła, zespół, dwie schole i nauka skutecznie mi to uniemożliwiają. Ale staram się jak mogę znaleźć trochę czasu. Także zapraszam do czytania i komentowania i do następnego!
Już kiedyś byłam na tym blogu i spodobało mi się, jednak jakoś nie miałam czasu czytać dalej. Teraz wróciłam i przeczytałam wszystkie rozdziały na raz. Nie mogłam się oderwać :)
OdpowiedzUsuńAkcja rozwija się wolno, ale nie jest nudno. Miło czyta mi się przemyślenia bohaterów, szczególnie jeśli chodzi o ich przeszłość.
Czekam aż w końcu Josh spotka się z Rosabelle! Ona musi przypomnieć sobie jego twarz i nawzajem muszą sobie wybaczyć. Nie akceptuję innego wyjścia :D Po cichu liczę też na jakiś romans, ale minął już 12 rozdział, a tu nadal nic :/ Trudno i bez tego opowiadanie jest fajne, jednak mam nadzieję, że będzie coś między nimi :)
+ Ten blog będzie miał tylko 17 rozdziałów? Szkoda, że tak mało.. pisz więcej!
Pozdrawiam i ślę wenę.
John* :)
UsuńKurczę, nie wiem jak Ci odpisać, żeby nic nie zaspojlerować. Powiem tylko, że na pewno będzie więcej niż 17 rozdziałów, spis treści nic nie sugeruje. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba i dziękuję bardzo.
Usuń