Rosabelle
Zmagam się z prądem rzeki. Zrobiłam sobie jakieś
prowizoryczne wiosło, ale to i tak za mało. Nurt jest bardzo silny i muszę się
nieźle nagimnastykować, żeby dopłynąć do brzegu. Wtedy uświadamiam sobie, że
będę musiała coś zrobić z tratwą.
Rozwiązuję linę i rzucam ją na piasek. Przenoszę
bale na plażę, aby wyschły. Postanawiam rozpalić ognisko, dlatego udaję się do
lasu po jakieś patyki. Nie muszę długo szukać, od razu znajduję to, co chcę.
Wracam z naręczem chrustu i męczę się przez chwilę z wydobyciem iskry, ale w
końcu mi się udaje. Wyjmuję z plecaka kubek z jagodami i kilka kromek chleba.
Póki ognisko jeszcze się zbytnio nie rozpaliło, robię sobie prowizoryczną
dzidę, zdejmuję buty i wchodzę do rzeki. Jest pełna ryb, tak jak się
spodziewałam. Wystarczy kilka szybkich ruchów abym miała już ich pełno. Biorę
nóż i obrabiam je, tak aby były gotowe do spożycia. Nie jest to przyjemne
zajęcie, ale coś jeść muszę.
Nie wiem ile dni zajmie mi wędrówka i czy dalej
będzie jakieś inne źródło pożywienia, dlatego postanawiam sobie zrobić mały
zapas. Przygotowuję kilka ryb więcej i wszystkie piekę w ognisku. W między
czasie zajadam się chlebem i owocami, których wcześniej nazbierałam. Smakują
niesamowicie, zwłaszcza, że od północy prawie nic nie jadłam. Wyciągam wodę i
popijam.
Ryby już są gotowe, dlatego zjadam jedną z nich,
a resztę zawijam w jakąś bluzkę i wkładam do plecaka. Jagody, które pozostały,
też tam lądują. Pakuję nóż, linę i grot z mojej włóczni. Pozwalam ognisku
przygasać, a sama ściągam z siebie ubrania i idę do rzeki, aby się umyć. Woda
jest chłodna, co jest bardzo przyjemne w tak upalny dzień. Chociaż w lesie tego
nie czułam, tu na otwartym terenie, słońce praży mocno, mimo chłodu bijącego od
rzeki.
Spoglądam na swoje odbicie. Widzę brudną, ale
piękną dziewczynę. Jest zmęczona, ale jej oczy się uśmiechają. Nie wiem co
widzę w jej twarzy. Porażkę czy zwycięstwo? Pogodzenie się z losem czy
pragnienie zemsty? Chyba wszystko naraz. Wygląda na silną kobietę, ale nie wiem
czy taka jest, czy taka jestem. Nie mogę uwierzyć, że nie widać po mnie
wszystkiego, co dzieje się w moim wnętrzu. Nigdy nie ufałam wyglądowi. Tej
dziewczynie, którą widzę w rzece też nie ufam.
Szybko
zmywam z siebie pot i kurz, myję włosy i wychodzę na brzeg, aby się osuszyć.
Nie trwa to długo, mimo iż słońce powoli już chowa się za horyzont.
Ubieram się w te same ubrania. Nie są jeszcze
jakoś strasznie brudne, a nie mam przecież całej szafy na zmianę. Wiążę
wilgotne włosy w kucyk i zakładam buty. Zanoszę bale do lasu, a nadpalone
gałązki z ogniska wrzucam do rzeki. Popiół mieszam z piaskiem. Zarzucam na
plecy ciepłą bluzę i zabieram wszystko, co moje.
Słońce już zaszło. Robi się coraz zimniej. W Illiwe
nocą potrafi być zaledwie pięć stopni, podczas gdy w dzień temperatura czasami
dochodzi do czterdziestu. Postanawiam poszukać odpowiedniego drzewa, zanim całkiem
się ochłodzi.
Zagłębiam się w las. Ta część jest trochę
bardziej zarośnięta, niż poprzednia. Miejscami nie jestem w stanie przejść bez
odgarniania gałęzi na bok. Jestem już nieźle zmęczona. Od dwóch dni nie spałam,
ale do tej pory nie bardzo to czułam. Moje myśli były zajęte planem ucieczki i
wspomnieniami. Teraz też tak jest, ale przez to przebija się zmęczenie i
senność. Wiem, że jeśli szybko się nie położę, usnę na stojąco.
Idę jeszcze parę kroków i zatrzymuję się pod
wielkim drzewem. Jego gałęzie są rozłożyste i dość nisko nad ziemią, więc jeśli
spadnę, raczej się nie połamię. Podciągam się na rękach. Układam się na jednej
z nich, liście całkowicie przesłaniają mi widok. Wkładam plecak pod głowę i
nakrywam się kocem. Momentalnie zasypiam.
Biegnę najszybciej jak mogę. Nie pamiętam
dlaczego to robię. Chcę się zatrzymać, ale nie jestem w stanie. Nogi same niosą
mnie w kierunku rynku. Co się tam dzisiaj dzieje? Dlaczego zebrało się tylu
ludzi? Pewnie znów jakieś głupie obwieszczenie Flaj’a. Więc dlaczego tak się śpieszę?
Zwykle mam w nosie jego uchwały, jestem na mało której uroczystości. Więc
dlaczego na tą nie chcę się spóźnić?
Przepycham się przez tłum. Co się ze mną dzieje?
Zawsze staję na końcu. Nigdy nie byłam w pierwszym rzędzie. Dlaczego chcę być
tak blisko?
Staję. Widzę szubienicę i cztery pętle. Kto tym
razem? Jakiś biedny chłopiec, który ukradł jabłko, aby nie umrzeć z głodu?
Matka, która chciała nakarmić dzieci za znalezioną monetę? Nie wiem.
Ludzie wlepiają we mnie wzrok. Gapią się, jakby
zobaczyli potwora. W jednych spojrzeniach widzę współczucie, w innych pogardę.
Kim jestem? Co zrobiłam?
Nic nie wiem. Nie jestem w stanie myśleć. Moje
oczy zapełniają się łzami. Nie, przecież ja nigdy nie płaczę. Wycieram oczy
rękawem.
Idą. Kto to jest? Dlaczego mam wrażenie, że je
znam?
Cztery kobiety. A może dziewczyny?
Znów podrywam się do biegu. Ktoś mnie trzyma,
wyrywam się. Nie patrzę na tłum. Muszę do nich dotrzeć. Ostatni raz się
pożegnać.
Strażnicy. Otaczają mnie. Nie dam się
powstrzymać. Zabieram jednemu szpadę. Cofają się. Zdaje się, że wiedzą kim
jestem. Ale ja nie wiem. I nie ma pojęcia jak się zatrzymać.
Nie zabijam. Jeszcze nie. Biegnę do skazanych.
Przytulam każdą z nich po kolei. Wiem, że nie mogę ich uratować. Ale wiem też,
że tam będzie im lepiej. Dlatego nie zatrzymuję
ich. Staję przed samą szubienicą i patrzę jak zakładają im pętle na głowę.
Tym razem nikt nie czyta wyroku. Bo go nie ma.
One są niewinne. Winna jestem ja.
Budzę się zalana potem. Nie miałam koszmarów od
jego śmierci. Nie wiem, co spowodowało ten sen. Nie wiem, co zrobić, żeby
przestały mnie nękać. Wszystko było takie realistyczne. A już myślałam, że
udało mi się wyjść na prostą. O ile to możliwe po takich przeżyciach.
Najwyraźniej jednak on pozostawił po sobie większy ślad, głębszą ranę.
Nie chcę zasypiać, bo boję się, że znów do mnie
przyjdą. Ale to niezależne ode mnie. Jestem tak zmęczona, że prawie od razu
zamykam oczy.
Ktoś pociąga za sznur. Koniec. Nie mam już nic.
Zostałam sama. Nie puszczę im tego płazem. Chcę wiedzieć, kto kryje się pod
kapturem kata. Ale on się nie odwraca. Wchodzę po schodkach. Ciągnę go za rękę
i odwracam do siebie.
Nie patrzy na mnie. Nie obchodzi mnie to.
Pociągam za kaptur. Już opada. Za chwilę się
tego dowiem.
Upadam.
Nic nie wiem.
Nie chcę żyć.
Chcę.
Zemszczę się.
Budzę się z krzykiem na ustach, ale momentalnie
przestaję wrzeszczeć, bo przypominam sobie, gdzie jestem. Słońce powoli wstaje,
a ja wiem, że już nie usnę. Dlatego składam koc i pakuję go do plecaka. Wyjmuję
kromkę chleba i rybę. Jem je powoli i popijam wodą. Schodzę z drzewa i ruszam w
drogę.
Nie chcę myśleć o wydarzeniach ze snu, ale
choćbym nie wiem jak się starała, nie mogę o tym zapomnieć. Powtarzam sobie, że
to tylko sen, ale w głębi wiem, że to zdarzyło się naprawdę. Jeszcze zanim go
zabiłam. Zanim wylądowałam w więzieniu.
Zawiniłam, a im się oberwało. Zginęła cała moja
rodzina.
Nic nie zrobiłam. Chciałam tylko uratować
dziecku życie.
Jestem wściekła. Mam ochotę krzyczeć, ale wiem,
że nie mogę. Znajdą mnie.
Zaczynam biec. Mam nadzieję, że to rozładuje
wszystkie emocje, które dusiłam w sobie od tamtego czasu.
Coraz szybciej. Biegnę. Uciekam. Krok za
krokiem. Oddycham ciężko, ale nie przestaję. Przyśpieszam jeszcze bardziej. Nie
zwracam uwagi na gałęzie, smagające mnie po twarzy. Przeskakuję nad
przeszkodami i omijam drzewa. Płuca mnie palą, ale nie zatrzymuję się. Mam
wrażenie jakbym zostawiała za sobą całe życie, krzywdy, cierpienie. Czuję jak ulatuje
ze mnie wściekłość, żal i wszystkie emocje.
Potykam się, ale nie przewracam. Nie mogę już
oddychać, ale nie chcę przestać biec. Nie potrafię też zwolnić. Więc biegnę
dalej. Nie wiem jakim cudem łapię oddech, ale nie obchodzi mnie to. Nie czuję
już nic.
Mam wrażenie jakbym wyszła z siebie i stanęła
obok. Zamykam na chwilę oczy, a gdy już je otwieram, to dziwne uczucie znika.
Nie wiem ile czasu już biegnę, ani jaką odległość już pokonałam. Nie myślę o
niczym. Chciałabym aby tak pozostało już zawsze. Chciałabym móc w
nieskończoność biec i zapomnieć o wszystkim.
Moje życzenie nie zostaje wysłuchane.
Potykam się.
Upadam.
Jak we śnie.
Nie. Nie chcę o tym myśleć.
Leżę na ziemi. Łapię oddech. Dopiero teraz czuję
ból w klatce piersiowej. Duszę się. Nie mogę złapać oddechu.
Ocieram rękawem twarz i widzę krew. Dotykam
czoła, policzków, nosa. Czuję pod palcami zadrapania pozostawione przez
gałęzie. Nie zwracam na to większej uwagi.
Podnoszę się. Ledwo stoję na nogach. Jestem
wyczerpana, ale na to też nie zwracam uwagi. Wracają wspomnienia, przypominam
sobie sny. Nie tylko ten dzisiejszy. Również te sprzed dwóch miesięcy, sprzed
pół roku, te jeszcze wcześniejsze.
Osaczają mnie. Wszędzie widzę współczujące i
pogardliwe spojrzenia ludzi. Widzę smutek na twarzach sióstr i podziw w oczach
mamy. Widzę pętle i zwisające ciała. I widzę go. Jest w każdym z moich snów.
Ale go nie znam. Nigdy nie pokazuje twarzy. Zawsze gdy jego kaptur opada, ja
upadam. I sen się kończy.
Tysiące razy próbowałam sobie przypomnieć kim
jest. Wiem, że widziałam jego twarz. Ale nie potrafię jej sobie przypomnieć.
Dręczy mnie w każdym z koszmarów. Czasem też poza nimi.
Opieram się o drzewo i głośno wciągam powietrze.
A potem je wypuszczam. Wdech i wydech.
- Dosyć – szepczę. – Dosyć.
Wdech i wydech. Zamykam oczy i je otwieram.
- Dosyć – mówię głośniej.
Wdech i wydech.
- Dosyć! – wrzeszczę ile sił w płucach. Mam
gdzieś, czy mnie usłyszą czy nie.
Wdech i wydech. Po policzku spływa mi łza.
Wycieram ją i znów puszczam się biegiem w nieznane.
Witam. Dzisiaj dłuższy rozdział tak na Święta. Może nie jest za wesoły, ale mam nadzieję, że się podoba. Jeśli mam u kogoś zaległości, to piszcie. Postaram się nadrobić przez świąteczną przerwę. Do zobaczenia po Nowym Roku.
Już słychać kolędy,
Już pachnie świętami,
Syn Boży się rodzi,
By zamieszkać z nami.
Niech Święta Bożego Narodzenia przyniosą Wam pokój, radość i nadzieję na spełnienie wszystkich marzeń w nadchodzącym Nowym Roku 2016. Wesołych Świąt!
Już słychać kolędy,
Już pachnie świętami,
Syn Boży się rodzi,
By zamieszkać z nami.
Niech Święta Bożego Narodzenia przyniosą Wam pokój, radość i nadzieję na spełnienie wszystkich marzeń w nadchodzącym Nowym Roku 2016. Wesołych Świąt!
Hej :) W końcu doczekałam się czegoś dłuższego i nawet akcji, która mimo wszystko jest snem, ale gdybyś jej nie wplotła, nie byłoby tak ciekawie. Hm, podoba mi się motyw, w którym Rosabelle nie poznaje twarzy kata... To takie interesujące. Jestem ciekawa dlaczego tak jest. Ogólnie sen wydał mi się trochę szybki, naprawdę pędziłaś w nim z akcją. Nie za bardzo zrozumiałam co takiego się wydarzyło, ale to nic. Chyba taki miał być efekt, prawda? Nie wiem... Liczę, że już niedługo poznamy tożsamość kata, a także coś będzie działo się również naprawdę. Mam też nadzieję, że następne rozdziały będą coraz dłuższe. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciesze się, że Ci się podobał. No nie wiem, może za szybko pochłonęłaś ten sen, parę osób czytało ten rozdział przed publikacją i nie było żadnego problemu. Kiedyś na pewno poznacie tożsamość kata, ale kiedy, to się zobaczy. Dziękuję! :)
UsuńTen rozdział jest chyba jak na razie moim ulubionym, a na dodatek wreszcie jest dłuższy - zawsze to kilka akapitów więcej szczęścia. ;)
OdpowiedzUsuńWciąż wydaje mi się, że trochę ten upływ czasu zbyt słabo zaznaczony, bo pokonała tę rzekę jak gdyby nigdy nic, ale poza brakiem tego fragmentu jest idealnie.
Tyle tu emocji Rosabelle... Wszystko tak pięknie opisałaś, że mogę sobie dokładnie wyobrazić, jak się czuła. Na dodatek, pomimo targających nią uczuć, wciąż postępowała racjonalnie, nie zapominała o zacieraniu po sobie śladów, magazynowaniu jedzenia etc.
Bardzo mi się też spodobał jej sen, a raczej to, że nie był tak do końca realny. Zawsze mnie uderza, kiedy niektóre autorki opisują sny zbyt... normalnie, nie dodają żadnej nuty nieprawdopodobieństwa, przez co sen przestaje wyglądać jak sen. No i postać kata (domyślam się, że Johna, biorąc pod uwagę poprzedni rozdział) jest bardzo interesująca, a właściwie interesujące jest to, jak Rosabelle zareaguje, kiedy dowie się, kim jest postać dręcząca ją w snach.
Tyle ode mnie na dziś. Mam nadzieję, że święta Ci minęły dobrze.
Wszystkiego najlepszego na Nowy Rok!
Pozdrawiam,
Grindylow :)
Aż tyle radości Ci sprawiam? :) To cieszę się bardzo. No nie wiem, co miałabym pisać o tej jej przeprawie przez rzekę. Czas upływa, tylko pomijam to w opisach. Ale postaram się coś z tym zrobić w kolejnych rozdziałach. Przynajmniej ten sen mi wyszedł tak, jak chciałam. Tak, to rzeczywiście będzie interesujące (mam nadzieję).:D
UsuńDziękuję i również pozdrawiam.
Świetny rozdział, może za mało akcji, ale i tak mnie wciągnął :D Nie mogę się doczekać aż ją w końcu dogonią (wiem że nie powinnam na to tak się szczerzyć, ale wtedy na pewno będzie się działo coś nizwykłego *,*)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
~Lucy