niedziela, 22 stycznia 2017

15.

John

Rankiem Richard powiedział, że jesteśmy prawie przy moście. Zastanawiam się do czego to most. Czy po drugiej stronie dalej jest las? A może wreszcie jakaś cywilizacja? Może malutka wioska, a może ogromne miasto? Może za mostem czeka nas coś niezwykłego? A może to już granica z Arabell? Nie mogę się doczekać, aż tam dojdziemy. Prawie podskakuję z ciekawości i zniecierpliwienia.
- Coś taki radosny? – pyta mnie Chris.
- Tak sobie myślę, co tam jest. – Zwierzam mu się.
On się do mnie uśmiecha i kiwa głową.
- Ja też. Chcę już tam być. – Rozumie mnie. Zawsze mnie rozumiał. A ja zawsze starałem się zrozumieć jego.
Przypatruję się drzewom. Są olbrzymie, sięgają nieba. Słońce praży niemiłosiernie, nawet przez korony tych olbrzymów. Gdzieniegdzie widać smugi światła i słoneczne refleksy, układające się w niezwykłe mozaiki. Świat jest piękny. Dziwię się, że nigdy wcześniej tego nie zauważyłem. Musiało się tyle stać, żebym w końcu przejrzał na oczy.
Patrzę na ziemię. Idziemy dość szeroką, wydeptaną drogą. Ile osób musiało tędy uciekać? Ile pościgów tędy przeszło? Ilu się udało, a ilu złapano? Mimowolnie zaczynam myśleć o Rosabelle. Jest sama w tym lesie. Czy znała go już wcześniej? Czy wiedziała dokąd ma iść? Czy przeszła już przez most? A może nie wie, że on istnieje? Może idzie zupełnie inną stroną puszczy? Czy kiedyś ją dogonimy, znajdziemy?
Nagle widzę prześwit między drzewami. Czuję, że to to, na co czekałem. Serce rwie się, aby wyjść z tej puszczy, ale nogi nie nadążają tak szybko biec. Wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach. Tysiące obrazów przesuwa mi się przed oczami. Jestem tam tak szybko, jak tylko mogę. Koledzy biegną obok mnie. Cieszę się, że wszyscy czujemy to samo. Las jest dobry, ale nie na tak długo. Nie wiem jak ludzie mogą w nim żyć. Mam wrażenie, że wyszedłem z klatki. Wreszcie mogę swobodnie oddychać.
Drzewa jakby rozstępują się przed nami. Wychodzimy na polanę. Widzę most w oddali. Nogi zaczynają biec, ręce zostają wyrzucone w górę, z ust wydobywana się radosny krzyk „nareszcie”, a potem głośny śmiech. Wszystko to dzieje się jakby bez mojej wiedzy, bez mojej zgody. Może zachowuję się jak szaleniec. Może. Ale czuję się wolny. Jakbym mógł w każdej chwili rozłożyć skrzydła i odlecieć. Chciałbym spojrzeć na ten las z góry, popatrzeć na dywan z liści, który tworzą drzewa. Chciałbym poczuć podmuch wiatru, z którym bym się zmagał, słońce prażące moje ciało, gdybym leciał. Chciałbym zobaczyć puszczę z innej perspektywy.
Chciałbym zobaczyć całą tę historię z innej perspektywy. Chciałbym znać motywy Rosabelle, chciałbym wiedzieć, kim jest dla komendanta. Chciałbym wrócić już do domu, do codzienności. Chciałbym, żeby to wszystko się już skończyło, żebym mógł zacząć swoje życie od nowa. Nowa praca, nowe miejsce, nowy dom, nowi ludzie, nowy start.
Właśnie zdaję sobie sprawę, że nie chcę już wracać do Illiwe, do starego, zepsutego Illiwe, w którym nie ma już dla mnie miejsca, w którym moje miejsce zajął ktoś inny. Illiwe, w którym nie ma już moich przyjaciół, nie ma już mojego prezydenta, nie ma niczego, co tak dobrze znałem. Wszystko jest inne, mimo że to dalej to samo państwo. Wszystko jest inne, mimo że to dalej ci sami ludzie, te same budynki. Wszystko jest inne, bo nie ma tam tego, co było dla mnie najważniejsze. Wszystko to jest tutaj ze mną. I na razie ja też tu jestem: w środku puszczy nad przepaścią.
Niedługo przejdziemy przez most i z powrotem zagłębimy się w paszczę lasu.
Zdaję sobie sprawę, że stoję nad przepaścią, przytrzymując się tylko barierki.
Gdy Richard pierwszy raz wspomniał o moście, miałem przed oczami drewniane deseczki na linach i kolejne dwie do przytrzymania się. Ale to, co wiedzę zupełnie przerosło moje oczekiwania. Most jest potężny, szeroki na kilka metrów, tak, że spokojnie zmieściłoby się obok siebie kilka koni. Jest z szarego kamienia, wygląda masywnie, ma kamienne balustrady wysokości dorosłego człowieka, tak, że nie można przez nie nic zobaczyć. Przechodzę odrobinę w bok wzdłuż przepaści. Podpierają go  ogromne kolumny w kształcie drzew. Rozłożyste kamienne korony podtrzymują całą konstrukcję. Na zewnętrznej stronie barierek wyrzeźbione zostały jakieś rośliny. Nie znam się na tym, ale wygląda to bardzo efektownie. Przenoszę wzrok na przepaść. Nie widać jej dna, zasnuwa je mgła, trochę jakby w dole pieniła się woda. Ciekawe czy jest tam rzeka?
- John! – słyszę nagle i aż podskakuję. Tak bardzo zagłębiłem się w myślach, że kompletnie straciłem poczucie rzeczywistości. – Hej, John! Słyszysz mnie?! Chłopie, obudź się! – Ktoś trąca mnie w ramię. Odwracam się i widzę Steve’a.
- Przepraszam, zamyśliłem się. O co chodzi? – pytam. Wciąż nie mogę przestać się uśmiechać. Czuję się trochę jak głupek z szeroko rozciągniętymi ustami i wyszczerzonymi zębami, ale nic nie mogę na to poradzić.
- Komendant chce nam coś powiedzieć – mówi Steve. – Chodź. I przestań się tak szczerzyć. – Znowu szturcha mnie w ramię, ale sam też się uśmiecha.
Idziemy w stronę obozu, który musieli rozbić pozostali, kiedy ja błądziłem w myślach. Richard od razu nas zauważa.
- I jak John? Podoba ci się? – Podśmiewa się ze mnie. Ale za dobrze mnie zna, wie, że czasem lubię trochę pobyć sam z własnymi myślami. Więc postanawiam się dołączyć do żartów i mówię:
- Bardzo. Cudowny widok. Chyba się zaraz rozpłynę. – Chłopaki zaczynają się śmiać, a ja razem z nimi. W tym momencie czuję się jak w rodzinie. A przynamniej zawsze sobie wyobrażałem, że w rodzinie panuje taka atmosfera. Byłem za mały, żeby zapamiętać takie szczegóły.
- No dobra chłopaki, pożartujecie sobie później, a teraz słuchajcie – mówi Richard. – Zatrzymamy się tu na kilka dni, odpoczniemy, nacieszymy się słońcem, bla, bla, bla. A potem ruszamy w dalszą drogę. Pamiętajcie, że jeśli jeszcze ktoś chce zawrócić, to teraz, kiedy przejdziemy przez most, nie będzie już odwrotu. Rozumiemy się? – Wszyscy kiwamy głowami. Ale komendant nie odpuszcza.
- Słońce was już przegrzało, czy co? Pytałem, czy się rozumiemy? – I to tak bardzo w nim lubię. Ma autorytet, nie daje sobie wchodzić na głowę. Kiedy się śmiejemy, to się śmiejemy, kiedy żartujemy, to żartujemy, a kiedy mówimy o czymś poważnie, to  mówimy poważnie.
- Tak jest! – odkrzykujemy.
Nagle przychodzi mi do głowy jedno pytanie, więc zanim zdążę się zastanowić, pytam:
- Skąd się wziął ten most? – Wszyscy spoglądają na mnie ze zdziwieniem. Czyżby nikt o tym nie pomyślał? Założyli sobie, że skoro jest, to zawsze tu był?
- Z księżyca – śmieje się Chris.
- Pytam poważnie – mówię i patrzę na Richarda. Komendant wzdycha, przeciera twarz i już mam wrażenie, że mnie zbyje, ale zaczyna opowiadać.
- Mówią, ze kiedyś była tu cywilizacja. Wiele jest o tym w starych książkach od historii i w wielu zakazanych powieściach. Państwo sięgało aż do granic z Arabell. Podobno było bardzo wysoko rozwinięte. Jeździły samochody, ludzie korzystali z telefonów i komputerów. Domy były bardzo nowoczesne, niektóre sięgały chmur, inne miały rozbudowane podziemne piwnice. Po niebie latały samoloty, po wodzie pływały statki. Wszystko było inne.
Potem wybuchł bunt. Większość została zniszczona, zachowała się tylko zabudowa na północy, tam, gdzie kiedyś był pałac władcy. Ostał się tylko dlatego, ze był bardzo dobrze chroniony i nie dopuszczano do niego ani do jego okolic buntowników. Potem dookoła rozbudowano miasto. Na początku zwożono pozostałe kamienie i cegły i to z nich budowano domy. Potem, kiedy już nic nie zostało, zasadzono drzewa.
Legendy mówią, że wśród puszczy nadal są jakieś niewielkie osady, że coś pozostało z dawnego państwa. Jedyne, o czym wiemy, to ten most.  Wiedzą o nim tylko ci, którzy podróżowali tą drogą. Obecni władcy zapewne już dawno by go zburzyli, ale potrzebny jest im, żeby mieć połączenie z Arabell.
Przez chwilę siedzimy jak zaklęci, każdy pogrążony we własnych myślach, ale już po paru minutach odzywa się Jason:
- Co to jest samochód i samolot?
- No właśnie. A telefon i komputer? – pyta Chris. Zdaje mi się, że kiedyś już słyszałem o tych sprzętach, ale nie jestem pewien.
- Jak to domy do chmur?
- A te podziemne?
- A jak wyglądał ten pałac? Tak samo jak dzisiaj?
- To są jakieś zakazane książki?
- I jakieś stare podręczniki do historii? Skąd pan takie ma?
Chłopaki pytają się jeden przez drugiego, aż mnie samego zaczyna boleć głowa.
- Przestańcie – mówi Richard.
- A…
- Ale…
- Cisza! Przestańcie! – Wreszcie wszyscy milkną. – Jeszcze wam wszystko opowiem, ale nie teraz. -  Komendant patrzy każdemu w oczy, a potem podnosi wzrok. – Może kiedyś nawet przeczytam wam coś z tych książek. Ale teraz przygotujcie się na noc. – Każdy rozchodzi się w swoją stronę. Ludzie zabierają się za poszczególne, przydzielone im czynności. Ja idę po jakieś patyki na ognisko. Zagłębiam się w las. Myślę o tym, co powiedział Richard. Zastanawiam się jak musiało się żyć w tamtym świecie. Czy było im lepiej? A może tak samo, tylko bardziej nowocześnie? W końcu z jakiegoś powodu wybuchł bunt. Ale dlaczego? Dlaczego nikt nigdy nie mówi o przyczynach buntu?
Nagle słyszę jakiś szelest. Bardzo cichy, ale jednak. Niewiele myśląc, zostawiam na ziemi to, co zebrałem i idę w tamtą stronę. Wydaje mi się, że widzę jakiś błysk za drzewami. Staram się iść najciszej jak potrafię, ale najwidoczniej tylko mi się wydaje, że nie robię hałasu. Zauważam coś kolorowego przede mną i chwilę potem robi mi się ciemno przed oczami.



Hej wszystkim! Co słychać? Jak tam koniec semestru? Mi został jeszcze jeden, najgorszy tydzień. Ale udało mi się rozdział dokończyć, sprawdzić i oto jest. A może macie już ferie? Ja w tym roku w ostatniej turze, wiec jeszcze trochę sobie poczekam. Piszcie jak się podoba i do następnego!

2 komentarze:

  1. Miałam częściej wpadać na tego bloga, bo jest świetny, ale wyszło jak zawsze eh. Nadrobiłam kilka rozdziałów i bardzo mi się podoba. Masz talent do pisania tylko szkoda, że czasu brak i rozdziały są rzadko. Czekam na kolejne rozdziały i dalszy rozwój akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i pisałam kiedyś z innego konta (Kasumi, colore1408 czy jakoś tak), ale teraz dodaję kom z telefonu i coś mi się nie chce zalogować ;/

      Usuń