piątek, 16 grudnia 2016

14.

Rosabelle
Mały chłopczyk próbuje wmieszać się w tłum. Może by mu się to udało, gdyby nie jego podarte ubrania. Są brudne, zupełnie jak on sam. Przepycha się między ludźmi do jednego ze straganów. Za nim biegnie jego mama.
- Lucas! – krzyczy. Nie widzi go wśród tylu ludzi.
Na rynku panuje zgiełk. Każdy załatwia swoje sprawy. Ja wybrałam się po zakupy. Podchodzę do stanowiska z owocami. Czuję jak coś się o mnie ociera. Patrzę na swoje nogi i właśnie dlatego widzę, co się potem dzieje. Lucas wykorzystuje zamieszanie i zabiera ze stoiska dwa jabłka. Chowa je do kieszeni swoich spodni i jakby nigdy nic spokojnie wraca do mamy.
Pech jednak chce, żeby kradzież nie uszła mu na sucho. Jakaś pulchna, bogato ubrana kobieta też to zauważa.
- Złodziej! Złodziej! – krzyczy. Mam ochotę ją uderzyć. Nie każdy ma tyle jedzenia i pieniędzy, co ona. Gdyby ci ludzie nie głodowali, nie musieliby kraść. Nie wiem jak to jest nie mieć, co włożyć do garnka przez kilka dni, ale potrafię to sobie wyobrazić.
Wśród ludzi wybucha zamieszanie, wszyscy chcą złapać chłopca. Nie mogę im na to pozwolić. Wiem, że tak każe prawo, ale to nie znaczy, że jest sprawiedliwe. Wymyślił je ktoś obrzydliwie bogaty, kto nigdy nawet nie pomyślał, że mógłby kraść z głodu.
Lucas zachowuje się nad wyraz mądrze. Nie biegnie, spokojnie zmierza w stronę swojej matki. Biegnę za nim. Chcę odwrócić od niego uwagę. Trącam wszystkich ludzi na swojej drodze. Krzyczą za mną, ale nie obchodzi mnie to.
Chłopiec dochodzi do swojej mamy i oddaje jej zdobycz. Ona uśmiecha się do niego, ale za chwilę uśmiech znika z jej twarzy. Oglądam się za siebie i widzę tę bogatą kobietę wraz ze sprzedawcą. Palcem pokazuje Lucasa.
- Zabierz go stąd – mówię do kobiety. - Ja się nią zajmę.
- Dziękuję – szepcze w odpowiedzi i szybkim marszem odchodzi w stronę swojego domu. Giną w tłumie.
- Gdzie on jest? – skrzeczy pulchna kobieta. – Zejdź mi z drogi, muszę znaleźć tego złodzieja. – Chce mnie przepchnąć, ale twardo stoję na nogach.
- Niech się pani uspokoi – mówię. – Nie było tu żadnego złodzieja. Czy ktoś go w ogóle widział? – pytam. Ludzie patrzą po sobie, próbują wzrokiem znaleźć jakiegoś świadka. Ale mam rację. Nikt oprócz mnie i tej baby go nie widział.
- Widzi pani? Nie było żadnego złodzieja – mówię, ale postanawiam jej dać małą nauczkę. – Chciała pani kosztem niewinnego człowieka zwrócić na siebie uwagę? Nie dość jej już pani ma? Powinna się pani wstydzić. – Kobieta patrzy na mnie ze złością.
- Ale ja go widziałam. – Nadyma policzki i bierze się pod boki.
- Może powinna pani iść do lekarza? – Patrzę na nią z politowaniem. Nagle do głowy przychodzi mi jeszcze lepszy pomysł.
- A może sama pani coś ukradła i chciała zamaskować swoją zbrodnię? – Kobieta gwałtownie wciąga powietrze i robi się czerwona. To ze złości, ale tak samo zachowuje się człowiek złapany na gorącym uczynku.
- Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada, czyż nie? Powinien pan ją sprawdzić – mówię jeszcze do sprzedawcy i odchodzę.
Lucas i jego mama byli moimi jedynymi przyjaciółmi po Eve. To stało się kiedy wygnali dziadka. Potem bardzo często przychodziłam do Marceli, czasem, kiedy mogłam sobie na to pozwolić, przynosiłam im jedzenie, nowe ubrania. Starałam się im pomóc, ale to działało niecałe dwa lata. Później Lucas co jakiś czas coś podkradał, ale tego ostatniego razu nie miał tyle szczęścia. Ja zresztą też.
Przepaść obok mnie ciągnie się dalej mimo, że już się ściemniło. Zrobiłam sobie dużą przewagę, ale jeśli szybko czegoś nie wymyślę, dogonią mnie. A ten kanion w ogóle nie wygląda jakby miał się kiedykolwiek skończyć. Nawet nie widać w nim dna. Może gdybym widziała wodę, ryzykowałabym skok.
Kiedyś chodziłam do szkoły. Kiedyś… Do póki nie zginął ojciec. Potem musiałam pomóc mamie w domu. Nie byłam najstarsza, ale Crystal wymarzyła sobie idealną przyszłość, a przynajmniej na tyle idealną, na ile to możliwe w takim świecie, a ja nie chciałam psuć jej marzeń. Mi szkoła wcale nie była potrzebna. Tam nie pozwalano mi mówić tego, co myślałam. Narzucano nam określone zachowania, postawy, nawet zdanie. Wiele razy wzywano mamę do szkoły z mojego powodu, bo nie potrafiłam trzymać języka za zębami. Nauczyciele wciąż od nowa próbowali mnie uciszyć, ale nie potrafili mnie zmienić. Wymyślali najróżniejsze kary, straszyli, że na mnie doniosą, ale mnie to nie obchodziło, dopóki mama była po mojej stronie. A zawsze po niej była, nigdy na mnie za to nie nakrzyczała, nigdy nic na ten temat nie powiedziała. Była jedyną osobą, która mnie w tym wspierała.
Może niektórzy myśleli, że po prostu jestem głupia, że nic do mnie nie dociera, że robię wszystkim na złość, ale to nie było to. Robiłam to, bo myślałam, że coś zmienię. Wierzyłam, że ludzie głęboko w duszy czują to samo, tylko boją się do tego przyznać. Już od najmniejszego chciałam to z nich wydobyć, chciałam, żeby wybuchła rewolucja. Nic nie skutkowało. Za bardzo się bali albo było im wszystko jedno. Mieli rodzinę, pracę, życie i to im wystarczało. Ale nie mi. Każdego dnia widziałam przepaść między bogatymi, a biednymi, nawet między nami, a biednymi, patrzyłam jak głodują, jak robią wszystko, by tylko przetrwać kolejny dzień. Każdego dnia widziałam gwardzistów, bijących skazanych na placu, bogaty pałac prezydenta, tak inny od naszych domów. Każdego dnia obserwowałam miasto i ludzi, i coraz bardziej miałam dosyć.
Próbowałam poruszyć serca ludzi, ale oni tego nie chcieli, nie pragnęli zmian, a jeśli tak, to nawet o tym nie wiedzieli. We mnie widzieli tylko głupie dziecko, które może doprowadzić do ich śmierci. Tylko to się dla nich liczyło. Byli egoistami, dalej są. To ja zmieniłam im świat, ale oni nawet tego nie zapamiętają. Nikt nie będzie wiedział kim jestem, bo i po co? Ich dzieci będą się uczyły historii, będą ich pytały jak wtedy było, a oni spojrzą na nich surowo i zakażą wspominać o złych czasach, każą im się cieszyć tym, co jest teraz.
I zacznie się od nowa. Nikt nie będzie wiedział jak było kiedyś. Nikt nie doceni czasów wolności, dobrych czasów. Znajdzie się kolejny tyran. I poświęcenie wszystkich takich jak ja, legnie w gruzach.
Więc po co uciekać od historii? Powinni nas jej uczyć, powinni pokazać nam jak było, po to byśmy docenili to, co mamy teraz. A jeśli teraźniejsze czasy są złe, historia powinna posłużyć nam jako wzór do dalszego działania.

Jestem pewna, że gdyby każdy z Illiwe znał pełną historię, bunt wybuchł by prędzej czy później. Ale prawdziwa historia w szkole była zakazana, tak samo jak pełna geografia i Flaj nie musiał się spodziewać rewolucji. To bardzo dobra strategia, tylko dlaczego społeczeństwo tak po prostu się jej poddało? Dlaczego nie walczyli o swoje? Nigdy tego nie zrozumiem.


Cześć wszystkim! Przepraszam za wszelkie opóźnienia, ale (teraz będę się żalić) od miesiąca jestem uwięziona między matematyką, angielskim, hiszpańskim i biologią. Cały wolny czas poświęcam na robienie kserówek, ćwiczeń, pisanie listów, rozprawek; a jak uda mi się znaleźć parę chwilek, to zawsze trafi się jakiś "Pan Tadeusz" czy "Lalka", które trzeba przeczytać na następny tydzień. Dobra rada: nigdy, przenigdy nie bierzcie czterech rozszerzeń. W dodatku ostatnio codziennie mamy jakieś próby, spotkania scholi, KSMu itd. No nie starcza mi na wszystko czasu (koniec żali). 
Rozdział chyba nie najgorszy, chociaż nie jestem pewna, bo ta przerwa była dość długa. Ale piszcie jak się podoba. Następny rozdział mam nadzieję, że jeszcze w styczniu. Do następnego!

1 komentarz:

  1. Przeczytałam ten rozdział i spodobał mi się. Naprawdę dobrze piszesz, nie popełniasz rażących błędów, a to co tworzysz jest płynne i nie nudne. Podoba mi się.
    Pozdrawiam z lenaskolowska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń